W bardzo popularnym kiedyś czechosłowackim serialu Szpital na peryferiach doktor Strosmajer, jeden z głównych bohaterów, zwracając się do siostry Hunkovej powiedział: Gdyby głupota miała skrzydła, pani fruwałaby jak gołębica. To stwierdzenie przyszło mi na myśl, kiedy przeczytałem jeden z ostatnich wpisów na stronie SSR Manufaktura. Jest to wpis pt. Szanujmy nasze znaki wywoławcze (http://ssr.org.pl/news.php?readmore=332).
W tymże artykule domorosły, manufakturowy filozof krótkofalarstwa pisze już na wstępie:
Znaki wywoławcze to wizytówka każdego krótkofalowca, są jak imię i nazwisko. Na całym świecie o znak wywoławczy ten który otrzymało się na początku swojej działalności krótkofalarskiej dba się i nie zmienia się go na inny.
W Radioamator i krótkofalowiec czerwiec 1978 kolega SP5CM poruszył ten ciekawy temat dotyczący znaków wywoławczych. Mimo upływu lat nic się nie zmieniło – no może jedynie na gorsze.
Autorem wpisu jest tym razem osoba podpisująca się jako Administrator. Czyli zapewne jest to Towarzysz Robert, który ostatnio lubuje się w przytaczaniu artykułów ze starych wydań Radioamatora i krótkofalowca. Na pewno temat go zafascynował – ale nie dziwmy się: ktoś, kto właśnie nauczył się czytać (czego nie można powiedzieć o pisaniu) fascynuje się swoimi nowymi umiejętnościami. Może kiedyś Towarzysz dojdzie także do współczesnej literatury. Mamy taką nadzieję i szczerze tego życzymy, choć przed Towarzyszem jeszcze długa droga.
Wróćmy jednak do sedna sprawy. Po pierwsze zwracam uwagę na sformułowanie: Mimo upływu lat nic się nie zmieniło – no może jedynie na gorsze. Jeśli nic się nie zmieniło, to może u Towarzyszy Manufakturowców. To by wyjaśniało, dlaczego ich działalność wygląda jak wygląda: w sumie trudno się dziwić, skoro swoją mentalnością Towarzysze tkwią na początku lat osiemdziesiątych.
Druga sprawa. Skrajną głupotą i nieodpowiedzialnością jest próba oceny obecnej sytuacji na podstawie artykułu z roku 1978 i to jeszcze pisanego w specyficznych warunkach, jakie wtedy panowały w polskim krótkofalarstwie i generalnie w krótkofalarstwie krajów tzw. Bloku Wschodniego.
Kolejna rzecz napisana przez Towarzysza Administratora, na którą warto zwrócić uwagę: Na całym świecie o znak wywoławczy ten który otrzymało się na początku swojej działalności krótkofalarskiej dba się i nie zmienia się go na inny. Towarzyszu Administratorze, świat nie zaczyna się i nie kończy się w Górze Kalwarii, Karczewiu i Otwocku (bez urazy dla mieszkańców i krótkofalowców z tych miast). Towarzysz Administrator (vel Towarzysz Robert) podobnie jak inni towarzysze z Manufaktury praktycznie nie przeprowadza łączności, dlatego też nie może wiedzieć, że w znakomitej większości przypadków krótkofalowcy na świecie nie tkwią swoją mentalnością w czasach demoludów, ponieważ już się z tej przypadłości wyleczyli albo też nie było im dane jej doświadczyć. Dzięki temu krótkofalowcy w wielu krajach świata, jeśli tylko umożliwiają to przepisy, mogą zmieniać swoje znaki, nie narażając się na żenujące przytyki i komentarze pseudokrótkofalowców.
Najlepszym przykładem jest USA. Zapewne Towarzysz Administrator nie słyszał takiego pojęcia jak Vanity Calls (dla Towarzysza Administartora mała podpowiedź: nie ma to nic wspólnego z próżnością i nie jest to też nazwa potrawy). Jednak nie trzeba sięgać aż tak daleko. Zmiana posiadanego znaku jest możliwa także w Niemczech, Holandii, Belgii, Szwecji, ostatnio także w Rosji i zapewne w wielu innych krajach. Nie wspominając już o tym, że jest to możliwe także w Polsce.
Ludzie zatem zmieniają znaki i wszystko toczy się dalej, jak się toczyło. Na pewno nie wiąże się to i nie może się wiązać z jakimikolwiek próbami moralnej oceny. Jednak Towarzysz Administrator o tym nie wie albo wiedzieć nie chce. Aby zdawać sobie sprawę z tego, jak się zmieniło krótkofalarstwo od roku 1978, należy się tym krótkofalarstwem czynnie zajmować, przeprowadzać łączności, śledzić to, co się dzieje na świecie. Zajrzyjcie na stronę oi forum SSR Manufaktura – zobaczycie, jakim rodzajem działalności zajmuje się SSR Manufaktura. Na pewno nie jest to krótkofalarstwo.
Wracając do powiedzenia: Gdyby głupota miała skrzydła, pani fruwałaby jak gołębica. Każdy wie, co potrafią zrobić gołębie: jak są w stanie „upiększyć” fasadę budynku albo np. balkon. Dlatego bardzo dobrze, że głupota nie ma skrzydeł. To by dopiero było, gdyby manufakturowa głupota mogła latać. Bez umiejętności latania i tak Towarzysze wystarczająco nasrali w polskim krótkofalarstwie.